top of page
Kakadu1.jpeg

ANTYPODY copy

for English poems

see page

 The Antipodes

  • Antypody

  • Ruiny i zgliszcza

  • Wspólny język

The Antipodes

we arrived at the antipodes

it was hot

and no one around

only a strange bird choir

in the morning

when we couldn’t sleep

 

the sun stayed up in the sky

for the whole day

dry aromas spread through the air

blue leaves of contorted trees 

trembled

 

a spider visited

it had a red strip on his back

it sat and sat 

on the corrugated hot fence

it was in no hurry

 

in the dry grass

lizards were rustling

or perhaps

they were the souls

of lost children

 

dyrektor przywitał nas

przyniósł karton piwa

opowiadał jak jego dom na wzgórzach

spłonął w wielkim pożarze

w Środę Popielcową

 

w nocy wiało chłodem

z drugiej strony świata

krzyż południa rzucał cień

wielkiej głowy

na bezludny ogród

 

potem była niedziela

nie było nic do roboty

smażyły się kotlety

na gorącym piasku

aż przypłynął rekin

wszyscy uciekali

a my tuż za nimi

daleko coraz dalej

na czerwone wzgórza

 

wypalona ziemia

wzdychała ciężko, zmęczona trwaniem

stopy bolały na kamiennej trawie

oczy były suche

hills2_edited.jpg

THE ANTIPODES

PROJECT

www.theantipodesproject.com.au/

Ten wiersz przerodził się w projekt zrealizowany wspólnie

z moją córką Gosią Łapińską. Obejmował:

  • dwujęzyczna książeczkę zawierającą obrazy-grafiki Gosi oraz powyższy wiersz, Antypody, który je zainspirował

  • wystawę jej obrazów w połączeniu z tekstem wiersza (w Hawthorn Arts Centrę w Melbourne w lutym 2024)

  • stroną internetową, zaprojektowaną przez Gosię, zawierającą cały  projekt, informacje i linki, gdzie można rownież nabyć książeczkę i obrazy

Water colour by Gosia Lapinski 

http://www.gosialapinski.com/

ruins and ashes.jpg

Ruiny i zgliszcza

Kiedy spalił się nasz dom

nas już tam nie było.

Wygnani, 

opuszczaliśmy miasto,

które obracało się w gruzy.

 

Mężczyźni w hełmach stali szpalerem,

pedząc nas w nieznane.

Mieliśmy po jednej walizce.

Moja była malutka 

tak jak ja wtedy.

 

Teraz, kiedy widzę dym pożarów 

unoszący się nad wzgórzami

oczy pieką

gardło się zaciska.

 

Jutro, kiedy zobaczę

ruiny i zgliszcza popalonych domów

popłyną zadymione łzy.

two blurred figures of a two blurred figures of a woman and a clean shaven man talking   o

Wspólny język

Poznałem cię w Izraelu w czasie mojej tam wizyty,

której nigdy nie zapomnę choć to było dawno temu

to lat więcej niż czterdzieści, ale do dziś czuję zapach

gaju cedrów nagrzanego od słońca Jerozolimy,

który w zmierzchu przemierzałem na spotkanie idąc z wami, 

by się poznać z wygnanymi i z tymi co ocaleli.

 

Potem spotkanie w Londynie,

gdy mnie z trudem rozpoznałaś

po tych kilku długich latach, co tym razem mnie zmieniły

w uchodźca zagubionego, a ciebie w wybrankę losu,

który dał ci kraj z wyboru i rodzinę wymarzoną,

z mężem nieco aroganckim, który nas traktował z góry.

Inne światy, inne życie — twoje stałe, nasze w próżni.

I pamiętam swe zdziwienie, gdy rozwiały się obawy,

że się spotkam z nieufnością, pogardą czy nienawiścią

jako przybysz z kraju klęski, co nie chronił was jak swoich 

i nieraz oprawcom wydał albo wygonił jak ciebie.

 

Bo poczułem się witany z ciekawością i po swojsku,

nie jak grobów emisariusz, lecz połączeń dawnych świadek,

a teraz uściskiem dłoni i z herbatą zaproszony

do spotkania z waszym życiem, w którym wszyscy teraz mogli

mówić tym samym językiem, zrozumiałym i pokrewnym.

 

Długo nie widzieliśmy się, aż niedawno cię spotkałem

na konferencji w Warszawie, gdzie jeździłaś jako ekspert,

przywożąc byłym rodakom cenną wiedzę wprost z Londynu,

z wyuczonym tam dystansem i z wyniosła poprawnością .

 

Zamieniliśmy słów parę, lecz już nie był to ten język,

którym dało się rozmawiać w Izraelu, czasem w Polsce,

ten którym na antypodach rozmawiać można na codzień —

taki język, poprzez który czas i dystans się pomniejsza;

wtedy obcość i odmienność nie gniotą ani nie ranią,

ale różne losy łączą się w przyjazne sploty życia. 

bottom of page