top of page

Sztuka przemijania

Niełatwo jest opanować sztukę przemijania

jej zasady są skryte w grubych mrocznych księgach, 

jej niuanse nie dają się łatwo uchwycić, 

bo strzegą ich zasady tajności, a skargi

nie pomogą ci wiele — bo gdzie się odwołać

gdy Biuro Przemijania jest stale zamknięte. 

 

Zostajesz sam. Lecz nadal chciałbyś się nauczyć 

jak przemijać najlepiej i z dobrym efektem,

bez niepotrzebnej zwłoki, ale bez pośpiechu,

żeby się nie potknąć ani nie zadyszać,

z drugiej strony, by nie utknąć w jakiejś jamie, dziurze

bez światła i bez jadła siedzieć tam w przetrwaniu.

 

Mówią, że dobrą metodą bywa rozpuszczenie, 

najlepiej w wodzie rzecznej, bo morska swą solą 

skórę drażni. Wiec najpierw trzeba znaleźć rzekę

i w jej nurt się zanurzyć powoli, ostrożnie,

tak by muł podniesiony z dna nie zmącił wody,

która ma być twym otulem całunowym, czystym.

 

Tak możesz się rozpłynąć bez żadnego śladu 

na powierzchni ni w wodzie, która wszak nie pomni.

Czarne usta

Czarne usta złożone są jak półksiężyce

co noc odwracane grubymi palcami

a ja chciwie szarością świtu się zachwycę

gdy noc wreszcie odejdzie z czarnymi ustami.

 

Będę mógł zapomnieć czarne usta moru

odnajdę czerwień warg i oczu promień

ich światłem napełniony dotrwam do wieczoru

gdy czarne usta znowu zjawią się koło mnie.

 

Ale raz do przetrwania siność się dostanie

kiedy usta czarne nabrzmiałe milczące 

najpierw pożrą księżyc, a gdy przyjdzie rano

żarłocznymi wargami unicestwią słońce. 

Jeśli umierać to w Japonii

Jeśli umierać to w Japonii

w sercu Tokyo, w rozgwarze tłumu,

w pałacu smutnych cesarzy w Kioto,

lub w Pawilonu Złotego ciszy,

patrząc na krwawe klonów odbicia

zmieszane ze złotych karpi stadem

w stawie, w którym zagubił się czas.

 

Jeśli umierać to jak samuraj

wzlatując ponad głowami wrogów 

na skrzydłach służebniczego bushido, 

by paść jak ścięty kwiat chryzantemy

w błysku katany, w swej krwi kałużę,

w szept ostatniego haiku.

 

Jeśli umierać to tak jak gejsza

w szumie wachlarza i w perfum tchnieniu

na łożu chłodnym, które shamisen

swych strun srebrzystych przeczystym dźwiękiem

zatapia, ale nie w czarną nicość

lecz w jedność słodką, omdlewającą. 

 

Ale najlepiej jak mnich buddyjski

gasnąć powoli na szczycie góry

razem ze słońcem, co za nią znika, 

powoli, słysząc jak gongu bicie

oznajmia podróż do kraju kwiatów, 

gdzie twoje miejsce czeka, kamieniem 

już oznaczone z takim napisem:

 

„Choć mnie tu nie ma —

byłem, i jestem, przykryty 

złotymi liśćmi”

Lazienki

Czy pójdziemy jeszcze kiedyś do Łazienek?

Nasza ławka, na której czytaliśmy Leśmiana 

stoi pusta, jakby na nas czekała

a Chopin nadal marzy wśród róż.

 

Chyba nie pójdziemy już więcej do Łazienek. 

róże zwiędły, niedługo już je całkiem obetną 

Chopin patrzy w dal ze smutkiem 

może jawią mu się nuty pośmiertnych nokturnów,

które ściskają słodkim bólem.

Może widzi morze i zieleń wzgórz Majorki

gdzie uciekał od śmierci. 

 

Nie będzie nas już nigdy w Łazienkach. 

Łzy ściekają po kamiennych policzkach Chopina. 

Czy to krople deszczu,

a może nasze łzy przybyłe z daleka?

 

Nasza ławka, na której czytaliśmy Leśmiana

stoi pusta i nie czeka już na nas. 

Może kiedyś siądą tam nasze dzieci

i wspomną nas

słuchając muzyki niemych łez Chopina.

Czas odnaleziony

Nieuchwytny czas pojawia się i znika

jak magdalenka Prousta i jak pierś matczyna

Czy to on przemija czy my przemijamy

razem z nim wygasając w smutku i zadumie,

zaprzestając pogoni i patrząc jak ginie 

w mroku nieokreślenia, w niepewności jutra?

 

Właściwie go nie ma; czas wszak tkwi w niebycie 

odżywa jedynie w naszej egzystencji,

w trwaniu naszych uczuć miłosnych i gniewnych,

w ciele, które pada ofiarą rozkładu,

w przemijaniu, które jest posłańcem trwogi

ale też gwarantem prawdziwego życia.

 

Bowiem przemijanie nie daje uwierzyć

w nieśmiertelność, która zwodzi urojeniem

bezkresnego trwania by zamknąć cię w czasie

gdzie jak więzień skowany trwasz bezterminowo;

nie masz czym oddychać — bez światła, bez wyjścia

stagnujesz i więdniesz, acz nigdy do końca.

 

Proustowi się powiodło odnaleźć czas w sobie 

stał się dla siebie “sterem, żeglarzem, okrętem” 

napędzanym przez wiatry twórczej wyobraźni;

dotarł poprzez wiry i pętle powrotów 

do czasów niebyłych i znów ożywionych,

by tak przemijania dokończyć modlitwę.

 

Można się też odnaleźć w osobie kochanej,

w lepszej siebie wersji bogatszej o drugą

stronę zwierciadła, w którym podwaja się miłość

co nie tylko wypełnia pustkę i utratę,

lecz w której można się stracić i odnaleźć razem

jak gasnące płomyki dwóch słońc połączone.

 

 

 

Po rozmowie z J.D. lipiec 2020

ILE DNI POZOSTAŁO?

 

Ile dni pozostało? Nawet Bóg na niebie

nie wie, albo nie powie, zwłaszcza że go nie ma

dla zwykłych śmiertelników. Uwikłany w schemat

swoich knowań kosmicznych nie zadba o ciebie.

 

Przebieramy pokornie paciorki różańca

dni nie-bardzo-wiecznych rękami obiema.

Czy liczyć je czy nie liczyć? naprawdę nie wiemy …

Może lepiej w niewiedzy jest doczekać krańca ?

 

W roczników grube księgi spróbujemy wpisać 

latoczasy płynące od samych narodzin

a w rozdziałach miesięcy zręcznie pozamykać

strony dni upstrzone robaczkami godzin

 

wtedy każdy dzień i każda godzina spędzona 

razem będzie na wieki w piśmie utrwalona.

 

Lecz czy warto? Każda chwila co wspólnie przemija

staje się wszak twoja i moja własnością,

której nie zabierze nam nikt, bo zarazem

jest przemijaniem i wieczną miłością. 

bottom of page